
Miejsca, w których kładliśmy zestawy były bardzo trudne do obławiania, gdyż zalegały w nich duże ilości zwalonych drzech i krzaków. Jednak z doświadczenia wiem, że takie miejsca to potencjalne żerowiska karpii. Jak się później okazało problemem nie był brak brań lecz hol zaciętego karpia, który od razu po braniu parkował w najgęstszej plątaninie gałęzi. Przez cztery dni zasiadki doczekałem się łącznie trzynastu brań karpii. Jednak tylko cztery z nich wylądowały na macie.
Dwa o wadze około 5kg i dwa 10kg i 12,5 kg. Pozostałe karpie wygrały walkę parkując w zaczepach. Łowiłem na kulki pływające o słodkich zapachach, sypiąc na każdy zestaw małą ilośc gotowanych ziaren, pelletu i kruszonych kulek. Koledzy postawili na rybne kulki tonące oraz bałwanki i niestety mieli zdecydowanie mniej brań. Podsumowując, wyprawę zaliczam do bardzo udanych pomimo sporej ilości straconych ryb. Opowieści tubylców o dużych karpiach potwierdziły się, więc na pewno jeszcze nie raz wrócę nad tą wodę.
Więcej zdjęć z wyprawy do obejrzenia w galerii .
Kulashaker