
Od lat wśród wędkarzy, od nowicjuszy po starych wyjadaczy, przyjęło się, że kwestie nęcenia związane są wyłącznie z rybami spokojnego żeru. Z czasów kiedy sam byłem jeszcze bardzo młodym adeptem sztuki wędkarskiej pamiętam doskonale pewna rozmowę. Jednego z moich starszych znajomych odwiedził kolega, który opowiadał mu historie o tym, jak przez kilka dni z rzędu łowił po trzy lub cztery piękne węgorze w zanęconym przez siebie miejscu. Podawał nawet skład zanęty. Z wielu wymienionych wtedy przez niego elementów zapamiętałem mieloną bułkę i suszona krew. Mój znajomy potakiwał, podziwiał, wypytywał o szczegóły a kiedy tamten już sobie poszedł spojrzał na mnie i rzucił: „Słyszałeś te bzdury? Zanęcił węgorze, o ho!”. Wtedy oczywiście nie wiedziałem jak ocenić zaistniałą sytuację. Ale dzisiaj na pytanie o skuteczność i celowość zanęcania drapieżników miałbym tylko jedną odpowiedź: „Nęcić i jeszcze raz nęcić”.
Ryby drapieżne odżywiają się co prawda w nieco inny sposób ale wystarczy szerzej przyjrzeć się temu co dzieje się w wodzie, aby zauważyć jak nieostre są rozdziały pomiędzy drapieżnikami a tzw. rybami spokojnego żeru. Leszcze złowione na twistery i szczupaki na martwe rybki to przecież obecnie nic niezwykłego. A przecież te same leszcze są wręcz klasycznym gatunkiem poławianym przez spławikowców, o nęceniu tych ryb napisano całe tomy. A szczupaki? Najczęściej łowiona przez spiningistów ryba, stawiana jako przykład ryby odżywiającej się mniejszymi przedstawicielami swojego rodzaju. Moim zdaniem pojawienie się w tabelach rekordów ryb złowiony w sposób zupełnie dla nich nietypowy to nie efekt zmian zachodzących w zwyczajach tych gatunków lecz konsekwencja tego, że wędkarze wzbogacają znacznie arsenał swych umiejętności i zakres stosowanych metod. Skoro granice te są tak płynne, dlaczego podczas łowienia drapieżników nie spróbować zastosowania metod wędkarzy gruntowych?
Ze względu na sposób nęcenia dzielę ryby drapieżne na dwie grupy. Pierwsza z nich obejmuje węgorza oraz sandacza. Dla obu tych gatunków pokarm w postaci żywych ryb stanowi przeciętnie nie więcej niż poło9wę diety. Podczas poszukiwania pożywienia ryby te w bardzo istotny sposób używają węchu. W ich przypadku zanęta spełniać musi rolę bezpośredniego środka wabiącego. Używa się wówczas dużej ilości suszonej krwi, połączonej z innymi, neutralnymi składnikami. Krew ma bardzo silny charakterystyczny zapach, działający na sandacze jak magnes. Podczas ich łowienia łącze krew z bardzo drobnymi otrębami pszennymi i dodaję nieco PV-1. Mieszankę moczę aż do osiągnięcia konsystencji papki w wrzucam w miejscu, w którym zamierzam wędkować. Poza tym stosuje oczywiście nęcenie kawałkami ryb oraz bardzo często granulatem. Wykorzystuje także koszyczek zanęt owy, wypełniony drobno posiekanymi rybkami. W zanęcie nie mogą się znaleźć zbyt duże kawałki. Po pierwsze, mogłyby one za szybko nasycić ryby, a po drugie spośród nich za s…labo wyróżniała by się sama przynęta na haczyku. Dlatego też do nęcenia musimy mieć przygotowane wiele małych kawałeczków, a zaledwie kilka zdecydowanie większych posłuży jako przynęta. Unosząca się w toni zawiesina powinna swoim ostrym zapachem drażnić zmysły drapieżników, nie oferując przy tym nic konkretnego. Sandacze, jeżeli oczywiście znajdują się w pobliżu, zwykle dają się zwabić w zanęcone miejsce. Najpierw krążą w pół wody, zdezorientowane nieco otaczającym je, wszechobecnym zapachem krwi a później zaczynają szukać jego źródła na dnie. Brania są wtedy tylko konsekwencją czasu.
Do drugiej grupy drapieżników zalicza się szczupaki i okonie, które w swoim jadłospisie zdecydowanie preferują żywe ryby. W poszukiwaniu pokarmu posługują się także węchem, ale w nieporównywalnie mniejszym stopniu niż węgorze i sandacze. Idea nęcenia jest tu więc nieco odmienna. Przygotowuję mieszankę podobna do stosowanej przez zawodników do powierzchniowego łowienia uklei. Różnica polega głównie na dodaniu dużej ilości różnego rodzaju maczek orzechowych i suszonej krwi, której udział procentowy w porównaniu z zanętą na sandacze powinien być wyraźnie zmniejszony. Działanie takiej zanęty polega na zwabianiu w łowisko dużych stad drobnicy, za którą powinny podążać drapieżniki. Jest to więc metoda łowienia pośredniego. Zarówno okonie jak i szczupaki przemieszczają się szukając ławic niewielkich rybek. Szczególnie w cieplejszej porze roku stanowią one dla nich najłatwiejsza i najpewniejsza zdobycz. Z moich doświadczeń wynika, że bardzo skuteczny jest wariant polegający na zastosowaniu zwykłej zanęty powierzchniowej, pozbawionej w ogóle suszonej krwi, a dopiero po zwabieniu drobnicy dodanie jej w dużej ilości do wrzucanych kulek. Jeżeli uda się nam trafić w moment nadpłynięcia kilku czy kilkunastu okoni zapach krwi sprawi, że zachowują się jak w amoku, atakując w pobliżu wszystko co się rusza. W takich momentach przeciągnięcie obrotówki lub rippera musi zakończyć się pobiciem. Łowienia na żywca jest także bardzo skuteczne, pod warunkiem, że umieścimy go we właściwym miejscu jeszcze przed momentem ataku drapieżnika. Kiedy okonie lub szczupaki wpadają w stadko drobnicy, rozpierzcha się ona na wszystkie strony, a nasza przynęta pozostaje samotna. Żaden drapieżnik nie powstrzyma się wtedy przed atakiem.
Jak to zwykle bywa nęcenie drapieżników też nie zawsze przynosi sukcesy. Czasami szczupaki po prostu stoją w trzcinkach czy innych kryjówkach i branie biernie oczekują Az łakomy kąsek pojawi się im w zasięgu krótkiego, co najwyżej kilkumetrowego skoku. Wtedy nic nie ruszy ich z miejsca – trzeba po prostu zlokalizować takie stanowisko i podać sztuczną przynętę lub żywca dokładnie pod nos. Podobnie zachowania zdarzają się też oczywiście okoniom i sandaczom. Jednak nęcenie bardzo często zmienia bezrybny, wydawałoby się, dzień w godny pozostawienia na dłużej w pamięci połów.
Wolf Rudiger Kremkus