Od lat wśród wędkarzy, od nowicjuszy po starych wyjadaczy, przyjęło się, że kwestie nęcenia związane są wyłącznie z rybami spokojnego żeru. Z czasów kiedy sam byłem jeszcze bardzo młodym adeptem sztuki wędkarskiej pamiętam doskonale pewna rozmowę. Jednego z moich starszych znajomych odwiedził kolega, który opowiadał mu historie o tym, jak przez kilka dni z rzędu łowił po trzy lub cztery piękne węgorze w zanęconym przez siebie miejscu. Podawał nawet skład zanęty. Z wielu wymienionych wtedy przez niego elementów zapamiętałem mieloną bułkę i suszona krew. Mój znajomy potakiwał, podziwiał, wypytywał o szczegóły a kiedy tamten już sobie poszedł spojrzał na mnie i rzucił: „Słyszałeś te bzdury? Zanęcił węgorze, o ho!”. Wtedy oczywiście nie wiedziałem jak ocenić zaistniałą sytuację. Ale dzisiaj na pytanie o skuteczność i celowość zanęcania drapieżników miałbym tylko jedną odpowiedź: „Nęcić i jeszcze raz nęcić”.